Biblioteka miejska
2 posters
Strona 1 z 1
Biblioteka miejska
„(Dziennik „Krótkiej" Dzień 1, wpis 1)
Wieżowiec centralny. Po 2h widziałam tylko windę... bo się zacięła. Siedzę z opartą brodą o kolana i ściskam w dłoniach mój pierwszy karabin snajperski (od dwóch godzin. Aż mi broda cierpnie). Sprzedał mi go „współwięzień". Cena była bardzo przystępna, a nawet okazyjna - wystarczyły tylko oszczędności i kasa na nowe glany. Teraz jest mój, plus jeszcze gratisy. Tylko nie wiem, dlaczego facet ciągle naciąga tę czapkę na uszy; fajne te pejsy ma, mógłby odsłonić."
Jakiś kwadrans po tym wpisie obsługa otworzyła drzwi, a dziewczyna bez żalu opuściła betonowy moloch.
- Tylko co teraz? - wyszeptała, przyglądając się zrujnowanym ulicom.
Po chwili zastanowienia zarzuciła karabin na ramię i ruszyła przed siebie. Niezdarnie stawiając kroki pod ciężarem broni, potykając się co chwila o cegły i stalowe czubki swoich własnych butów, oddalała się od centrum. Opustoszałymi ulicami miasta wesoło przemykały gromadki szczurów w poszukiwaniu padliny. Co odważniejsze podchodziły do dziewczyny, jednak szybko traciły swój animusz: po solidnym kopie uciekały z piskiem do podmiejskich tuneli i sąsiednich ruder.
Już ostatni szczur wielkości kota uparcie trzymał się kłami, zwisając na jej sznurówce, gdy nagle zobaczyła potężne wejście do biblioteki. Uderzyła kilkakrotnie kolbą w paszcze gadziny. Po utracie pozostałych pożółkłych argumentów szczur opadł z plaskiem na bruk, przebierając tłustymi łapkami rodem z kuchennych rewolucji. Z trudem przecisnął się przez wąską szczelinę między drzwiami wejściowymi, znikając wewnątrz gmachu.
Krótka uniosła zaciekawione oczy, które, zatrzymując się na monumentalnym, niemalże nienaruszonym budynku, rosły i rosły. Nigdy nie widziała czegoś tak ogromnego. Marmurowe kolumny i zdobienia... strzelisty dach... to wszystko zapierało dech w piersiach młodej dziewczyny do tego stopnia, że nawet nie zauważyła powoli zachodzącego słońca. Uchyliwszy drzwi, ciemność rozproszył pomarańczowy snop światła, ukazując setki regałów. Weszła.
„ „Zbiór zadań matematycznych..."
Nie.
„Ciekawostki chemiczne"?
Do spalenia.
Podręcznik przetrwania „Jak zrobić zarobić i się nie narobić"?
Zostaje."
Mówiła do siebie, a ogień wesoło buchał z kolejnych książek, filozoficznych wywodów i zbiorów wzorów matematycznych, których, nawet gdyby chciała, pewnie i tak by nie pojęła... blask ognia odgonił wszelkie stworzenia i odrobinę ogrzał dziewczynę.
Irka zdjąwszy ciężkie buty, ostrożnie stąpała bosymi stopami po zakurzonych podłogach gmachu, szukając kolejnych „perełek" z prześladujących ją przez dzieciństwo książek. Z niekłamaną przyjemnością słuchała ich skwierczenia. W końcu znużona, dorzuciwszy kilka słowników ortograficznych i jakąś opasłą encyklopedię, usiadła na przytarganym z holu dywanie, ocieplając swoje dłonie. Ogień rozkosznie grzał, a jej policzki zarumieniły się od buchającego żaru; było jej przyjemnie ciepło, a blask ognia dawał poczucie bezpieczeństwa. Wyjęła dziennik.
„(Dziennik „Krótkiej" Dzień 1, wpis 2)
Chyba znalazłam swój kąt, a przynajmniej do pojawienia się pierwszej bandy randomów polujących na zielonki takie jak ja..."
Nie minęło zbyt wiele czasu, gdy Irka opadła bezwiednie na włochaty dywan i zamknąwszy duże zielone ślepia, pogrążyła się w głębokim śnie.
Wieżowiec centralny. Po 2h widziałam tylko windę... bo się zacięła. Siedzę z opartą brodą o kolana i ściskam w dłoniach mój pierwszy karabin snajperski (od dwóch godzin. Aż mi broda cierpnie). Sprzedał mi go „współwięzień". Cena była bardzo przystępna, a nawet okazyjna - wystarczyły tylko oszczędności i kasa na nowe glany. Teraz jest mój, plus jeszcze gratisy. Tylko nie wiem, dlaczego facet ciągle naciąga tę czapkę na uszy; fajne te pejsy ma, mógłby odsłonić."
Jakiś kwadrans po tym wpisie obsługa otworzyła drzwi, a dziewczyna bez żalu opuściła betonowy moloch.
- Tylko co teraz? - wyszeptała, przyglądając się zrujnowanym ulicom.
Po chwili zastanowienia zarzuciła karabin na ramię i ruszyła przed siebie. Niezdarnie stawiając kroki pod ciężarem broni, potykając się co chwila o cegły i stalowe czubki swoich własnych butów, oddalała się od centrum. Opustoszałymi ulicami miasta wesoło przemykały gromadki szczurów w poszukiwaniu padliny. Co odważniejsze podchodziły do dziewczyny, jednak szybko traciły swój animusz: po solidnym kopie uciekały z piskiem do podmiejskich tuneli i sąsiednich ruder.
Już ostatni szczur wielkości kota uparcie trzymał się kłami, zwisając na jej sznurówce, gdy nagle zobaczyła potężne wejście do biblioteki. Uderzyła kilkakrotnie kolbą w paszcze gadziny. Po utracie pozostałych pożółkłych argumentów szczur opadł z plaskiem na bruk, przebierając tłustymi łapkami rodem z kuchennych rewolucji. Z trudem przecisnął się przez wąską szczelinę między drzwiami wejściowymi, znikając wewnątrz gmachu.
Krótka uniosła zaciekawione oczy, które, zatrzymując się na monumentalnym, niemalże nienaruszonym budynku, rosły i rosły. Nigdy nie widziała czegoś tak ogromnego. Marmurowe kolumny i zdobienia... strzelisty dach... to wszystko zapierało dech w piersiach młodej dziewczyny do tego stopnia, że nawet nie zauważyła powoli zachodzącego słońca. Uchyliwszy drzwi, ciemność rozproszył pomarańczowy snop światła, ukazując setki regałów. Weszła.
„ „Zbiór zadań matematycznych..."
Nie.
„Ciekawostki chemiczne"?
Do spalenia.
Podręcznik przetrwania „Jak zrobić zarobić i się nie narobić"?
Zostaje."
Mówiła do siebie, a ogień wesoło buchał z kolejnych książek, filozoficznych wywodów i zbiorów wzorów matematycznych, których, nawet gdyby chciała, pewnie i tak by nie pojęła... blask ognia odgonił wszelkie stworzenia i odrobinę ogrzał dziewczynę.
Irka zdjąwszy ciężkie buty, ostrożnie stąpała bosymi stopami po zakurzonych podłogach gmachu, szukając kolejnych „perełek" z prześladujących ją przez dzieciństwo książek. Z niekłamaną przyjemnością słuchała ich skwierczenia. W końcu znużona, dorzuciwszy kilka słowników ortograficznych i jakąś opasłą encyklopedię, usiadła na przytarganym z holu dywanie, ocieplając swoje dłonie. Ogień rozkosznie grzał, a jej policzki zarumieniły się od buchającego żaru; było jej przyjemnie ciepło, a blask ognia dawał poczucie bezpieczeństwa. Wyjęła dziennik.
„(Dziennik „Krótkiej" Dzień 1, wpis 2)
Chyba znalazłam swój kąt, a przynajmniej do pojawienia się pierwszej bandy randomów polujących na zielonki takie jak ja..."
Nie minęło zbyt wiele czasu, gdy Irka opadła bezwiednie na włochaty dywan i zamknąwszy duże zielone ślepia, pogrążyła się w głębokim śnie.
Ira(Krótka)- Liczba postów : 10
Data rejestracji : 31/03/2016
Re: Biblioteka miejska
„(Dziennik „Krótkiej" Dzień 2, wpis 3)
Dzisiaj rano straciłam Poradnik! To spasłe, od niedawna bezzębne bydle rano przyczepiło się do mojego buta. Gdy z trudem ciągnęło go w stronę jakiejś dziury w ścianie, chwyciłam, co było pod ręką, a że najbliżej była książka... to zaraz poleciała w stronę wrednego gada.
Trafiłam... z tym, że, no... nie w niego, tylko tuż przed wejście do dziury. Zwierzę zadowolone ze skróconej drogi do nory, schwyciwszy moją książkę, zniknęło w ciemnościach. On to zrobił specjalnie! Ale trzeba przyznać, gust to jednak gadzina ma. A udław się tym bydlaku."
Dzisiaj rano straciłam Poradnik! To spasłe, od niedawna bezzębne bydle rano przyczepiło się do mojego buta. Gdy z trudem ciągnęło go w stronę jakiejś dziury w ścianie, chwyciłam, co było pod ręką, a że najbliżej była książka... to zaraz poleciała w stronę wrednego gada.
Trafiłam... z tym, że, no... nie w niego, tylko tuż przed wejście do dziury. Zwierzę zadowolone ze skróconej drogi do nory, schwyciwszy moją książkę, zniknęło w ciemnościach. On to zrobił specjalnie! Ale trzeba przyznać, gust to jednak gadzina ma. A udław się tym bydlaku."
Ira(Krótka)- Liczba postów : 10
Data rejestracji : 31/03/2016
Re: Biblioteka miejska
Po wepchaniu kilku podpalonych książek do kryjówki gryzonia, podniosła buta i wcisnęła do niego niewielką stopę. Podciągnęła do połowy ud wciąż opadające zakolanówki, zarzuciła karabin na plecy i wyruszyła na mały rekonesans. Jej kroki kierowały się gdzieś na tereny podmiejskie w poszukiwaniu źródła wody i może jakiegoś jedzenia.
Po nie nazbyt długim marszu trafiła na szeroki pas zrujnowanej autostrady A29. Asfalt poprzecinany pęknięciami, gdzieniegdzie porośnięty mchem ciągnął się aż po horyzont. Krótka wlepiła rubinowe oczy w linie łączącą niebo z ziemią, szukając czegoś wartego uwagi. Nagle zauważyła, że na czarnym asfalcie stały trzy szare plamki, ledwie dostrzegalne. Przyłożyła lunetę do oka i już trochę wyraźniej zobaczyła trójkę ludzi. Jeden zdawał się patrzyć prosto na nią. Dziewczyna machinalnie dała susa do przydrożnego rowu.
Nim się zorientowała, była już w bezpiecznej kryjówce. Rozmyślania nad tym, czy obcy wykryli jej obecność, przerwało jej nagłe uczucie wilgoci tuż nad butami. To woda, a właściwie mieszanka wody, błota i odpadków zalegających tu jeszcze sprzed czasu apokalipsy, sięgająca tuż nad zapadające się w niej powoli buty bez problemu przesiąkała przez pasiasty materiał.
Po jakichś dziesięciu minutach pospiesznego przedzierania się przez szlam i śmieci była już gdzieś w okolicy owych tajemniczych postaci.
Znad rowu najpierw wychyliła się rozczochrana głowa, zaraz po niej lufa karabinu. Nie zauważywszy żywej duszy, niepewnie wypełzła z kryjówki, przykucnęła i... Zobaczyła, nie byli już tak żwawi jak przed kilkoma minutami. Pierwszy z nich miał wielki wyłom w płacie czołowym, z karku i ust kolejnej ofiary sączyła się gęsta bordowa struga. Wstała, chcąc poszukać ostatnich zwłok, lecz nagle zamarła. Po przeciwnej stronie ulicy była czwórka ludzi. Stali z przewieszonymi przez ramię snajperkami i plecakami wypchanymi łupem. Padła plackiem za ciałem, jej dłoń uderzyła w kałużę krwi, a czerwone krople rozprysły się po jej z natury bladej twarzy. Zamarła w bezruchu. Minuta za minutą czas jakby się zatrzymał, a jedyne, co czuła, to bicie swojego serca i powoli rozchodzące się ciepło w okolicy nadgarstka. Spojrzała. Krew powoli wsiąkała w jej rękaw... Po chwili głosy ucichły, a dziewczyna podniosła głowę, ludzie oddalali się. Ira biła się z własnymi myślami: mogła uciec, ale ta sprawa nie dawała jej spokoju. W końcu ostrożnie wstała, chwyciła chlebak i manierkę jednego z podróżnych, i poszła w ślad za zabójcami.
Jej przeczucie nie okazało się mylne, bo czwórka ludzi zniknęła wewnątrz wpół zawalonego marketu „Szalony Max" zaledwie kilka przecznic od biblioteki.
Wesoły klaun - zapewne logo firmy - uśmiechał się życzliwie z szyldu, Irki jednak jakoś to nie przekonywało. Po krótkiej obserwacji frontu przekradła się na dach sąsiedniego budynku. Szpara między nim a marketem nie wydawała się zbyt duża. Krótki rozbieg, skok i... wielki, przeszywający ból pod kolanem. Dziewczyna syknęła. Okazało się, że jej ciężkie buty pociągnęły ją w dół i jedna z nóg z impetem uderzyła o krawędzi dachu. Z trudem wczołgała się na górę. Zakolanówka była rozdarta, a z rany wypłynął strumyczek krwi. Krótka zacisnęła zęby, czuła jakby jej kość miała zaraz pęknąć na pół.
Podczołgała się do dziury w dachu, skąd jej oczom ukazały się puste półki sklepowe i ogromna przestrzeń. Na środku bandyci rozłożyli obozowisko, kilka blach, koce, trochę sprzętu (zapewne jeszcze niesprzedanego) i dwa potężne karabiny maszynowe, skierowane prosto na wejście.
Było już ciemno. Zmaltretowana przez dzisiejsze wyrażenia wróciła do „obozu". Dopiero teraz przypomniała sobie o tym, że cała jej twarz jest umazana krwią. Dziewczyna śmierdziała od potu i mułu, bolała ją świeża rana. Mimo że była powierzchowna, na wszelki wypadek wylała dla odkażenia trochę spirytusu.
- Cholera - wycedziła przez zęby, czując, jak cała noga ją pali. - Nigdy więcej takich wycieczek, nigdy, nigdy więcej... - powtarzała pod nosem, zmywając krew i szlam wodą z manierki. Niestety wiedziała, że to dopiero początek.
Zjadłszy kilka sucharów i konserwę wygrzebanych z chlebaka, rozpaliła malutkie ognisko na górnym piętrze - na nic więcej w takim sąsiedztwie nie mogła sobie pozwolić. Gdy już zaspana kładła się na kocu, przez jej głowę przemknęła tylko jedna myśl: „Oni, albo ja. Czas pokaże". Padła jak trup na posłanie.
Po nie nazbyt długim marszu trafiła na szeroki pas zrujnowanej autostrady A29. Asfalt poprzecinany pęknięciami, gdzieniegdzie porośnięty mchem ciągnął się aż po horyzont. Krótka wlepiła rubinowe oczy w linie łączącą niebo z ziemią, szukając czegoś wartego uwagi. Nagle zauważyła, że na czarnym asfalcie stały trzy szare plamki, ledwie dostrzegalne. Przyłożyła lunetę do oka i już trochę wyraźniej zobaczyła trójkę ludzi. Jeden zdawał się patrzyć prosto na nią. Dziewczyna machinalnie dała susa do przydrożnego rowu.
Nim się zorientowała, była już w bezpiecznej kryjówce. Rozmyślania nad tym, czy obcy wykryli jej obecność, przerwało jej nagłe uczucie wilgoci tuż nad butami. To woda, a właściwie mieszanka wody, błota i odpadków zalegających tu jeszcze sprzed czasu apokalipsy, sięgająca tuż nad zapadające się w niej powoli buty bez problemu przesiąkała przez pasiasty materiał.
Po jakichś dziesięciu minutach pospiesznego przedzierania się przez szlam i śmieci była już gdzieś w okolicy owych tajemniczych postaci.
Znad rowu najpierw wychyliła się rozczochrana głowa, zaraz po niej lufa karabinu. Nie zauważywszy żywej duszy, niepewnie wypełzła z kryjówki, przykucnęła i... Zobaczyła, nie byli już tak żwawi jak przed kilkoma minutami. Pierwszy z nich miał wielki wyłom w płacie czołowym, z karku i ust kolejnej ofiary sączyła się gęsta bordowa struga. Wstała, chcąc poszukać ostatnich zwłok, lecz nagle zamarła. Po przeciwnej stronie ulicy była czwórka ludzi. Stali z przewieszonymi przez ramię snajperkami i plecakami wypchanymi łupem. Padła plackiem za ciałem, jej dłoń uderzyła w kałużę krwi, a czerwone krople rozprysły się po jej z natury bladej twarzy. Zamarła w bezruchu. Minuta za minutą czas jakby się zatrzymał, a jedyne, co czuła, to bicie swojego serca i powoli rozchodzące się ciepło w okolicy nadgarstka. Spojrzała. Krew powoli wsiąkała w jej rękaw... Po chwili głosy ucichły, a dziewczyna podniosła głowę, ludzie oddalali się. Ira biła się z własnymi myślami: mogła uciec, ale ta sprawa nie dawała jej spokoju. W końcu ostrożnie wstała, chwyciła chlebak i manierkę jednego z podróżnych, i poszła w ślad za zabójcami.
Jej przeczucie nie okazało się mylne, bo czwórka ludzi zniknęła wewnątrz wpół zawalonego marketu „Szalony Max" zaledwie kilka przecznic od biblioteki.
Wesoły klaun - zapewne logo firmy - uśmiechał się życzliwie z szyldu, Irki jednak jakoś to nie przekonywało. Po krótkiej obserwacji frontu przekradła się na dach sąsiedniego budynku. Szpara między nim a marketem nie wydawała się zbyt duża. Krótki rozbieg, skok i... wielki, przeszywający ból pod kolanem. Dziewczyna syknęła. Okazało się, że jej ciężkie buty pociągnęły ją w dół i jedna z nóg z impetem uderzyła o krawędzi dachu. Z trudem wczołgała się na górę. Zakolanówka była rozdarta, a z rany wypłynął strumyczek krwi. Krótka zacisnęła zęby, czuła jakby jej kość miała zaraz pęknąć na pół.
Podczołgała się do dziury w dachu, skąd jej oczom ukazały się puste półki sklepowe i ogromna przestrzeń. Na środku bandyci rozłożyli obozowisko, kilka blach, koce, trochę sprzętu (zapewne jeszcze niesprzedanego) i dwa potężne karabiny maszynowe, skierowane prosto na wejście.
Było już ciemno. Zmaltretowana przez dzisiejsze wyrażenia wróciła do „obozu". Dopiero teraz przypomniała sobie o tym, że cała jej twarz jest umazana krwią. Dziewczyna śmierdziała od potu i mułu, bolała ją świeża rana. Mimo że była powierzchowna, na wszelki wypadek wylała dla odkażenia trochę spirytusu.
- Cholera - wycedziła przez zęby, czując, jak cała noga ją pali. - Nigdy więcej takich wycieczek, nigdy, nigdy więcej... - powtarzała pod nosem, zmywając krew i szlam wodą z manierki. Niestety wiedziała, że to dopiero początek.
Zjadłszy kilka sucharów i konserwę wygrzebanych z chlebaka, rozpaliła malutkie ognisko na górnym piętrze - na nic więcej w takim sąsiedztwie nie mogła sobie pozwolić. Gdy już zaspana kładła się na kocu, przez jej głowę przemknęła tylko jedna myśl: „Oni, albo ja. Czas pokaże". Padła jak trup na posłanie.
Ira(Krótka)- Liczba postów : 10
Data rejestracji : 31/03/2016
Re: Biblioteka miejska
Był słonecznie i rześko, zatęchłe mury biblioteki zdawały się głęboko oddychać chłodnym porannym powietrzem, a cholerne wróble nie dawały spać.
Środek prewencyjny w postaci buta rzuconego w gromadkę ptaków w mgnieniu oka rozwiązał problem, lecz teraz zaspane oczy dziewczyny skupiły się na kolejnym mankamencie, na czubku czerwonego z zimna nosa. Sturlała się niechętnie z posłania, i głośno stękając podniosła podłogi.
,,(Dziennik ,,Krótkiej,, Dzień 3 wpis 4)
Obudziłam się o siódmej rano, cuchnę, jest mi zimno, dziura na nodze na szczęście się goi tylko trochę utykam. Mam nowych sąsiadów, wczoraj wypatroszyli trójkę podróżnych.... dzisiaj zobaczę co się da z nimi zrobić, ale najpierw ten smród...,,
Po krótkich poszukiwaniach pod miastem znalazła niewielkie źródło. Nie zdejmując ubrań wskoczyła do lodowatej wody, kąpiel była krótka, właściwie skończyła się szybciej niż się zaczęła, już po chwili stała na brzegu szczękając zębami z zimna. Jej włosy opadły na pół twarzy a z pod nich wystawało tylko dwoje uszy i siny nos. Wyglądała jak pudel którego nieumyślny właściciel przywiązał pod sklepem w ulewny deszcz i pozostawił samemu sobie, z resztą zapach też był dość podobny. Jej błyszczące zielone oczy patrzyły wyrzutem z pomiędzy mokrych włosów. Gdyby tylko nawinęła się jakaś ofiara..., niczym mityczna gorgona zapewne zabiła by ją samym spojrzeniem. Niestety dzisiaj los nie był po jej stronie, nie zjawił się żaden nieszczęśnik. Marudząc coś pod nosem ruszyła w stronę autostrady, a może tam ktoś będzie...?
Było już dość ciepło, słońce zaczynało grzać a ubranie powoli parowało. Nie minęło wiele czasu gdy Ira była już sucha, tylko wzrok pozostał taki jakiś zimny i zły. Nieopodal autostrady wzrastało niewielkie wzniesienie, weszła na nie i zaczęła się rozglądać. Gdy spostrzegła swoich nowych ,,przyjaciół,, byli oddaleni o jakieś pół km, wrzucali wczorajsze truchła do przydrożnego rowu. Gdy po chwili zwłoki już niknęły w mule czwórka mężczyzn właśnie rozkładała się za pobliskim nasypem kolejowym. ,,to by tłumaczyło ten zapaszek,, uśmiechnęła się z przekąsem Krótka przypominając sobie zeszło dniowe wojaże. Bynajmniej jej to jakoś specjalnie nie obrzydzało, tyle co miała nadzieje przyjrzeć się ciałom, a właściwie chlebakom z trochę bliższej perspektywy nim zostaną zatopione w cuchnącym szlamie.
Obserwując autostradę przez kolejne trzy dni, dziewczyna ustaliła że ta czynności powtarza się dzień w dzień, szybko i bez strat ,,ściągali,, podróżnych, przeszukiwali ciała, a nocą sprzedawali łup. Na następny dzień sprzątanie, co by nie odstraszyć nowych potencjalnych ,,klientów,, , nawet nie zauważyli zniknięcia kilku kolejnych chlebaków i wyskubanej ze szwów płaszcza nitki do zaszycia dziury w zakolanówce.
No to teraz tylko przygotować plan i zorganizować kogoś do pomocy. Trzeba znaleźć osobę, odpowiedzialną..., rozmowną..., z dobrego towarzystwa..., bez nałogów... Ogólnie białego kruka gry, taką przeciwwagę do charakterku Irki. A więc już wszystko jasne, idziemy do ,,misia,,! Tam gdzie co dzień zbierają się ci najmniej uzależnieni ,,co?! ja z tym nie skończę?! Przestanę kiedy zechcę...,, gwaru jest co niemiara a i odpowiedzialność w tej ostoi dobrego smaku to chleb powszedni ,,weź jeszcze jedną, ale weź no..., a jak tamta się stłucze?, weź na moją odpowiedzialność.,,
Zaprawiwszy się przed wejściem co by nie przepłacać (no bo właściwie z czego) obserwowała klientów z zacienionego rogu speluny, błyskając jedynie co jakiś czas rubinowymi oczyma...
Środek prewencyjny w postaci buta rzuconego w gromadkę ptaków w mgnieniu oka rozwiązał problem, lecz teraz zaspane oczy dziewczyny skupiły się na kolejnym mankamencie, na czubku czerwonego z zimna nosa. Sturlała się niechętnie z posłania, i głośno stękając podniosła podłogi.
,,(Dziennik ,,Krótkiej,, Dzień 3 wpis 4)
Obudziłam się o siódmej rano, cuchnę, jest mi zimno, dziura na nodze na szczęście się goi tylko trochę utykam. Mam nowych sąsiadów, wczoraj wypatroszyli trójkę podróżnych.... dzisiaj zobaczę co się da z nimi zrobić, ale najpierw ten smród...,,
Po krótkich poszukiwaniach pod miastem znalazła niewielkie źródło. Nie zdejmując ubrań wskoczyła do lodowatej wody, kąpiel była krótka, właściwie skończyła się szybciej niż się zaczęła, już po chwili stała na brzegu szczękając zębami z zimna. Jej włosy opadły na pół twarzy a z pod nich wystawało tylko dwoje uszy i siny nos. Wyglądała jak pudel którego nieumyślny właściciel przywiązał pod sklepem w ulewny deszcz i pozostawił samemu sobie, z resztą zapach też był dość podobny. Jej błyszczące zielone oczy patrzyły wyrzutem z pomiędzy mokrych włosów. Gdyby tylko nawinęła się jakaś ofiara..., niczym mityczna gorgona zapewne zabiła by ją samym spojrzeniem. Niestety dzisiaj los nie był po jej stronie, nie zjawił się żaden nieszczęśnik. Marudząc coś pod nosem ruszyła w stronę autostrady, a może tam ktoś będzie...?
Było już dość ciepło, słońce zaczynało grzać a ubranie powoli parowało. Nie minęło wiele czasu gdy Ira była już sucha, tylko wzrok pozostał taki jakiś zimny i zły. Nieopodal autostrady wzrastało niewielkie wzniesienie, weszła na nie i zaczęła się rozglądać. Gdy spostrzegła swoich nowych ,,przyjaciół,, byli oddaleni o jakieś pół km, wrzucali wczorajsze truchła do przydrożnego rowu. Gdy po chwili zwłoki już niknęły w mule czwórka mężczyzn właśnie rozkładała się za pobliskim nasypem kolejowym. ,,to by tłumaczyło ten zapaszek,, uśmiechnęła się z przekąsem Krótka przypominając sobie zeszło dniowe wojaże. Bynajmniej jej to jakoś specjalnie nie obrzydzało, tyle co miała nadzieje przyjrzeć się ciałom, a właściwie chlebakom z trochę bliższej perspektywy nim zostaną zatopione w cuchnącym szlamie.
Obserwując autostradę przez kolejne trzy dni, dziewczyna ustaliła że ta czynności powtarza się dzień w dzień, szybko i bez strat ,,ściągali,, podróżnych, przeszukiwali ciała, a nocą sprzedawali łup. Na następny dzień sprzątanie, co by nie odstraszyć nowych potencjalnych ,,klientów,, , nawet nie zauważyli zniknięcia kilku kolejnych chlebaków i wyskubanej ze szwów płaszcza nitki do zaszycia dziury w zakolanówce.
No to teraz tylko przygotować plan i zorganizować kogoś do pomocy. Trzeba znaleźć osobę, odpowiedzialną..., rozmowną..., z dobrego towarzystwa..., bez nałogów... Ogólnie białego kruka gry, taką przeciwwagę do charakterku Irki. A więc już wszystko jasne, idziemy do ,,misia,,! Tam gdzie co dzień zbierają się ci najmniej uzależnieni ,,co?! ja z tym nie skończę?! Przestanę kiedy zechcę...,, gwaru jest co niemiara a i odpowiedzialność w tej ostoi dobrego smaku to chleb powszedni ,,weź jeszcze jedną, ale weź no..., a jak tamta się stłucze?, weź na moją odpowiedzialność.,,
Zaprawiwszy się przed wejściem co by nie przepłacać (no bo właściwie z czego) obserwowała klientów z zacienionego rogu speluny, błyskając jedynie co jakiś czas rubinowymi oczyma...
Ira(Krótka)- Liczba postów : 10
Data rejestracji : 31/03/2016
Re: Biblioteka miejska
W spelunie panował mały ruch, więc Irka nie mogła znaleźć odpowiedniego kandydata. Snajperka opóściła bar z nadzieją na lepszy połów następnego dnia. Na jej nie szczęście ktoś inny miał wobec niej plany. Zanim zdążyła zareagować otrzymała silny cios w głowę, który pozbawił ją przytomności.
Obóz w ruinach hipermarketu cuchną rozkładem i padliną. Składał się z trzech namiotów rozłożonych na wierzchołkach trójkąta. Po środku taboru znajdowało się błyszczące na pomarańczowo ognisko i mały rożen. Snajperka była przykuta do dwóch żelaznych palików tak, iż wisiała pośrodku niczym świńska tusza. Słupki wysokie na jakieś cztery metry, co uniemożliwiało zsunięcie obręczy kajdanek.Niedaleko leżało kilka trupów należących do podróżnych. Przy ognisku siedziało czterech mężczyzn.
Po chwili jeden z osobników wstał i zbliżył się do więźnia. Ubrany w niskopoziomowy pancerz gracz nie wyglądał jakby miał pozytywne zamiary. Metalowe ochraniacze pokrywały tors, ramiona i kolana napastnika. Młodzieńcza twarz miała gładkie rysy, prosty nos i pełne usta ściśnięte w nienaturalnym grymasie. Pozostali nadal siedzieli przy ognisku tyłem do snajperki.
Obóz w ruinach hipermarketu cuchną rozkładem i padliną. Składał się z trzech namiotów rozłożonych na wierzchołkach trójkąta. Po środku taboru znajdowało się błyszczące na pomarańczowo ognisko i mały rożen. Snajperka była przykuta do dwóch żelaznych palików tak, iż wisiała pośrodku niczym świńska tusza. Słupki wysokie na jakieś cztery metry, co uniemożliwiało zsunięcie obręczy kajdanek.Niedaleko leżało kilka trupów należących do podróżnych. Przy ognisku siedziało czterech mężczyzn.
Po chwili jeden z osobników wstał i zbliżył się do więźnia. Ubrany w niskopoziomowy pancerz gracz nie wyglądał jakby miał pozytywne zamiary. Metalowe ochraniacze pokrywały tors, ramiona i kolana napastnika. Młodzieńcza twarz miała gładkie rysy, prosty nos i pełne usta ściśnięte w nienaturalnym grymasie. Pozostali nadal siedzieli przy ognisku tyłem do snajperki.
Re: Biblioteka miejska
Chłód nocy dawał się we znaki, Ire ocuciły dreszcze i przeszywający bul z tyłu czaszki.
Przykry zapach uderzający w jej wąskie nozdrza dopełnił dzieła.
Dyskretnie uchyliwszy powieki oceniła sytuacje, przy ognisku siedziała czwórka ludzi, jeszcze nie spali, zapewne noc była młoda lub czekali na jej powrót do świata żywych.
Trzy namioty sugerowały conocne warty, jedna osoba najwidoczniej tu nigdy nie spała, ,,objęcia morfeusza tym razem nie pomogą,, pomyślała marszcząc brwi. Nie widząc sensu dalszego symulowania otworzyła oczy, odchrząknęła i donośnym głosem zakomunikowała ,,ZIMNO MI...,,.
Już po chwili stał przed nią gołowąs, okuty w blachę z nocnikiem na głowie stanowiącym marną imitacje hełmu.
Dziewczyna patrząc się na jego (chyba) zbulwersowaną twarz przekrzywiła głowę i uniosła prawy knocik ust w ironicznym uśmieszku.
Przykry zapach uderzający w jej wąskie nozdrza dopełnił dzieła.
Dyskretnie uchyliwszy powieki oceniła sytuacje, przy ognisku siedziała czwórka ludzi, jeszcze nie spali, zapewne noc była młoda lub czekali na jej powrót do świata żywych.
Trzy namioty sugerowały conocne warty, jedna osoba najwidoczniej tu nigdy nie spała, ,,objęcia morfeusza tym razem nie pomogą,, pomyślała marszcząc brwi. Nie widząc sensu dalszego symulowania otworzyła oczy, odchrząknęła i donośnym głosem zakomunikowała ,,ZIMNO MI...,,.
Już po chwili stał przed nią gołowąs, okuty w blachę z nocnikiem na głowie stanowiącym marną imitacje hełmu.
Dziewczyna patrząc się na jego (chyba) zbulwersowaną twarz przekrzywiła głowę i uniosła prawy knocik ust w ironicznym uśmieszku.
Ira(Krótka)- Liczba postów : 10
Data rejestracji : 31/03/2016
Re: Biblioteka miejska
Żołnierz z uśmiechem na twarzy zbliżył się do Irki. Lekko i płynnie wyciągną nóż traperski, ruch wyuczony, profesjonalny, nabyty widać z czasem na zasadzie iteracji. Rękę z bronią trzymał wyciągniętą przed siebie w geście znudzenia.
- W końcu się obudziłaś szmato. Widzisz mój przyjaciel czuł się obserwowany od jakiegoś czasu. Postanowiliśmy się zabawić i tym razem to my cię śledziliśmy. Zacząć od góry czy od dołu?
Mężczyzna wyszczerzył zęby w uśmiechu, twarz napastnika przybrała przez to jeszcze bardziej groteskowy wygląd.
Coś drgnęło w ciemności na przeciwległym skraju obozu, jakby lekkie poruszenie w głębokiej toni. W mroku czaił się ktoś jeszcze, nieuchwycony przez bandytów. Na ułamek sekundy snajperka dostrzegła owal twarzy wyłaniający się z wszechogarniającej czerni, ktokolwiek krył się poza zasięgiem wzroku zdawał się spoglądać prosto na dziewczynę. A także trzymać palec przed brodą, niemo nakazując milczenie.
- W końcu się obudziłaś szmato. Widzisz mój przyjaciel czuł się obserwowany od jakiegoś czasu. Postanowiliśmy się zabawić i tym razem to my cię śledziliśmy. Zacząć od góry czy od dołu?
Mężczyzna wyszczerzył zęby w uśmiechu, twarz napastnika przybrała przez to jeszcze bardziej groteskowy wygląd.
Coś drgnęło w ciemności na przeciwległym skraju obozu, jakby lekkie poruszenie w głębokiej toni. W mroku czaił się ktoś jeszcze, nieuchwycony przez bandytów. Na ułamek sekundy snajperka dostrzegła owal twarzy wyłaniający się z wszechogarniającej czerni, ktokolwiek krył się poza zasięgiem wzroku zdawał się spoglądać prosto na dziewczynę. A także trzymać palec przed brodą, niemo nakazując milczenie.
Re: Biblioteka miejska
Dziewczyna rozbawiona już samym wyglądem mężczyzny nie wytrzymała a ironie na jej twarzy zastąpiło szczere rozbawienie wywodami młokosa. Obca twarz w jakiś sposób dodała jej animuszu ,,a z resztą to i tak pierwszy poziom co mi zależy,, pomyślała gdy gołowąs już kończył swoje wywody...
Odrzekła ,,Nie interesuje mnie opowiadanie jak się bawisz ze swoim przyjacielem i czy masz na to ochotę za każdym razem gdy ktoś na niego spojrzy..., ale skoro już mogę wybierać, od dołu z przodu poproszę, chciałabym to zobaczyć,, dodała z szerokim uśmiechem.
Odrzekła ,,Nie interesuje mnie opowiadanie jak się bawisz ze swoim przyjacielem i czy masz na to ochotę za każdym razem gdy ktoś na niego spojrzy..., ale skoro już mogę wybierać, od dołu z przodu poproszę, chciałabym to zobaczyć,, dodała z szerokim uśmiechem.
Ira(Krótka)- Liczba postów : 10
Data rejestracji : 31/03/2016
Re: Biblioteka miejska
Chwila milczenia, jaka zapadła dobitnie dała znać Irce o tępym dowcipie napastnika, który widać odpłyną razem z inteligencją. Po zrobieniu kilku kroków w tył, osobnik przystaną i spojrzał ze złością w oczach na więźnia. Oprawca wziął głęboki zamach, cisną nożem trafiając w udo tuż nad kolanem. Zimna stal klingi wbiła się do połowy długości, sprawiając ból, lecz nie powodując krwotoku mogącego zabić. Przy pasie żołnierza wisiała druga broń, krótki wojskowy sztylet o pięciocalowym ostrzu. Przy jego pomocy wyprowadzone zostało cięcie na twarz snajperki, pozostawiając płytką szramę na policzku.
Nagle nocną ciszę przerwał cichy odgłos jak gdyby liści miotanych przez wiatr, w dziwacznej harmonii powtórzył się trzy razy. Mężczyzna widocznie poczuł głęboką potrzebę sprawdzenia, co się stało, gdyż odwrócił się na pięcie, po czym rozglądną w poszukiwaniu źródła fonii.
Krótko później hałas powtórzył się, tym razem jednak mózg kata obryzgał Irkę skąpiąc ją w czerwieni. Ciało runęło na plecy ukazując paskudne trafienie, które wyrwało fragment skroni i czoła. Bandyci przy ognisku ani drgnęli, a jednak stało się zauważalne, iż siedzieli w dziwnym bezruchu zalewając ognisko posoką tryskającą z piersi.
Na skraju światła znów coś zaczęło mącić toń mroku. Postać dotąd skryta w ciemnościach nocy, wkroczyła w blask przygasających żagwi. Wysokie wojskowe buty, ciemnobrązowe spodnie z metalowymi ochraniaczami na kolana, skórzana kurtka oraz rękawice. Głowa skryta do połowy za czarną chustką z luźno sterczącymi ciemnymi włosami. Przenikliwe oczy oraz cichy chód, w lewej ręce trzymał M1911 z tłumikiem. Tak prezentował się tajemniczy osobnik.
Nagle nocną ciszę przerwał cichy odgłos jak gdyby liści miotanych przez wiatr, w dziwacznej harmonii powtórzył się trzy razy. Mężczyzna widocznie poczuł głęboką potrzebę sprawdzenia, co się stało, gdyż odwrócił się na pięcie, po czym rozglądną w poszukiwaniu źródła fonii.
Krótko później hałas powtórzył się, tym razem jednak mózg kata obryzgał Irkę skąpiąc ją w czerwieni. Ciało runęło na plecy ukazując paskudne trafienie, które wyrwało fragment skroni i czoła. Bandyci przy ognisku ani drgnęli, a jednak stało się zauważalne, iż siedzieli w dziwnym bezruchu zalewając ognisko posoką tryskającą z piersi.
Na skraju światła znów coś zaczęło mącić toń mroku. Postać dotąd skryta w ciemnościach nocy, wkroczyła w blask przygasających żagwi. Wysokie wojskowe buty, ciemnobrązowe spodnie z metalowymi ochraniaczami na kolana, skórzana kurtka oraz rękawice. Głowa skryta do połowy za czarną chustką z luźno sterczącymi ciemnymi włosami. Przenikliwe oczy oraz cichy chód, w lewej ręce trzymał M1911 z tłumikiem. Tak prezentował się tajemniczy osobnik.
Re: Biblioteka miejska
Krótka odniosła wrażenie że coś właśnie drapie ją w kość udową. ,,nie, wydawało mi się przecież to nie...,, próbowała się zaśmiać lecz krew uderzyła jej do głowy, a przed oczyma pojawiły się czarne plamy. Dziewczyna nieprzytomna z bólu czuła jeszcze tylko jakiś powiew powietrza obok policzka który zaraz po tym stał się dziwnie mokry. Nastąpiła chwila przerwy, ledwie przytomny wzrok uniosła ku oprawcy, ten był odwrócony tyłem. Potem trzask pękającej czaszki i głuche uderzenie ciała o ziemię. Zamknęła oczy.
Twarde lądowanie na ziemi i swoboda w nadgarstkach, leżała na boku podpierając się ręką, z brody powoli dużymi kroplami skapywała gęsta czarna krew.
Pośpiesznie obmyła twarz wodą i chwyciła dłonią za nóż, owy zdawał się ocierać o kość, wzdrygnęła się. W końcu zebrawszy się w sobie jednym szybkim ruchem wyciągnęła go. Zsunąwszy czym prędzej zakolanówkę obnażyła rozpłatane udo, naokoło przeciętego miejsca ciało sczerwieniało i spuchło. Rozcięcie boleśnie paliło kontrastując do wychłodzonego chudego ciałka. Ogarną ją dziwny wstręt na myśli o nurzającym się w ranie obcym stalowym ciele, a nogą zaczęły trząść dreszcze przypominające nieco delirium.
Ostatecznie po użyciu apteczki dziewczyna obróciła się en face ku nieznajomemu, siedząc z opartą jak to miała w zwyczaju głową na kolanach, z lekka kiwając się machinalnie w przód i w tył. Mimo iż mowa ciała sugerowała roztargnienie oczy z zawzięciem świdrowały jego źrenice do tego stopnia że gdyby chciała zapewne mogła by zajrzeć do wnętrza czaszki nieznajomego.
Twarde lądowanie na ziemi i swoboda w nadgarstkach, leżała na boku podpierając się ręką, z brody powoli dużymi kroplami skapywała gęsta czarna krew.
Pośpiesznie obmyła twarz wodą i chwyciła dłonią za nóż, owy zdawał się ocierać o kość, wzdrygnęła się. W końcu zebrawszy się w sobie jednym szybkim ruchem wyciągnęła go. Zsunąwszy czym prędzej zakolanówkę obnażyła rozpłatane udo, naokoło przeciętego miejsca ciało sczerwieniało i spuchło. Rozcięcie boleśnie paliło kontrastując do wychłodzonego chudego ciałka. Ogarną ją dziwny wstręt na myśli o nurzającym się w ranie obcym stalowym ciele, a nogą zaczęły trząść dreszcze przypominające nieco delirium.
Ostatecznie po użyciu apteczki dziewczyna obróciła się en face ku nieznajomemu, siedząc z opartą jak to miała w zwyczaju głową na kolanach, z lekka kiwając się machinalnie w przód i w tył. Mimo iż mowa ciała sugerowała roztargnienie oczy z zawzięciem świdrowały jego źrenice do tego stopnia że gdyby chciała zapewne mogła by zajrzeć do wnętrza czaszki nieznajomego.
Ira(Krótka)- Liczba postów : 10
Data rejestracji : 31/03/2016
Re: Biblioteka miejska
Coś chłodnego i twardego okalało szyję Irki, przedmiot przypominał srebrny naszyjnik o nieregularnych, barokowych kształtach i zdobieniu w postaci jakiegoś napisu. Wisiorek był jednak dosyć dziwny, idealnie przylegał do skóry, zdawał się częścią ciała.
Nieznajomy cały czas trzymał pistolet w gotowości, a jednak jego stoicki spokój świadczył o podobnych doświadczeniach w przeszłości lub dobrej grze aktorskiej. Na świdrujące spojrzenia snajperki odpowiadał patrząc w jej oczy z zainteresowaniem.
- Nawet nie próbuj tego ściągnąć, bo się usmażysz, tylko ostrzegam. Masz na karku biżuterię przyłączoną molekularnie do tkanek, jeśli spróbujesz przy tym majstrować doznasz porażenia przez dwadzieścia tysięcy woltów. To samo stanie się, jeżeli spróbujesz mnie zabić, a więc tak naprawdę masz dwie opcje. Pierwsza dołączysz do kolegów, nie zamierzam się znęcać, zwyczajnie cię zastrzelę. Opcja druga, idziesz ze mną, co równe jest z dołączeniem do szczurów. Pomożesz mi wykonać pewne zadanie, później dostaniesz wolną rękę oraz prawdopodobnie zdejmę ci kolię. Wybór należy do ciebie.
Nieznajomy cały czas trzymał pistolet w gotowości, a jednak jego stoicki spokój świadczył o podobnych doświadczeniach w przeszłości lub dobrej grze aktorskiej. Na świdrujące spojrzenia snajperki odpowiadał patrząc w jej oczy z zainteresowaniem.
- Nawet nie próbuj tego ściągnąć, bo się usmażysz, tylko ostrzegam. Masz na karku biżuterię przyłączoną molekularnie do tkanek, jeśli spróbujesz przy tym majstrować doznasz porażenia przez dwadzieścia tysięcy woltów. To samo stanie się, jeżeli spróbujesz mnie zabić, a więc tak naprawdę masz dwie opcje. Pierwsza dołączysz do kolegów, nie zamierzam się znęcać, zwyczajnie cię zastrzelę. Opcja druga, idziesz ze mną, co równe jest z dołączeniem do szczurów. Pomożesz mi wykonać pewne zadanie, później dostaniesz wolną rękę oraz prawdopodobnie zdejmę ci kolię. Wybór należy do ciebie.
Re: Biblioteka miejska
Usłyszawszy głos nieznajomego jakże niespodziewany w pierwszym momencie najwidoczniej ją spłoszył bo aż się wzdrygła. Po chwili rozplotła dłonie z jakąś dziwną i niespotykaną gracją nasunęła zakolanówkę.
Jej piąstki były zaciśnięte, wargi równierz, lekko zataczając się wstała z ziemi...
Nagle twarzy dziewczyny rozjaśnił niespodziewany uśmiech ,,uratowałeś mi skórę, jestem ci to dłużna,, opuściwszy z lekka zafrasowany wzrok na ziemię, kopiąc butem w piach dodała z cicha ,,dziękuje,,.
Bez słowa podeszła i z zaufaniem wtuliła się chowając głowę w uspokajająco ciepłych ramionach wybawcy.
Nie trwało to długo, ba nawet na tyle by zaskoczony mężczyzna mógł ją odepchnąć czy odwzajemnić czułość. Irka w mgnieniu oka prześliznęła się pod ramieniem ,,wybawcy,, ,gdyby nie pewności siebie i wzrok bez przerwy wlepiony w jej oczy zapewne zauważył by jak podczas podciągania paskowanego materiału jej smukłe palce wysuwają z buta gładki drewniany przedmiot...
Właśnie owy kawałeczek drewna teraz sykną tnąc powietrze srebrnym ostrzem, chłód stali pojawił się na jego grdyce.
Mężczyzna uczuł jak zgrabne, wiotkie ciało dziewczyny ściśle przywiera do jego pleców, czuł jej powoli falującą klatkę piersiową, jej brodę opierającą się na ramieniu, jak rumiany z poirytowania policzek ogrzewa szyję...
Dziewczyna nieznacznie rozchyliła czerwone usta szczypiąc nimi delikatnie brzeg ucha ,,wyzwoliciela,, wysunęła ciepły, mokry język, zaczęła je oblizywać zarazem coraz mocniej przyciskając brzytwę wżynającą się w skórę. Pierwsza kropla krwi spłynąwszy po gładkiej stalowej powierzchni i zwilżyła jej dłoń, za każdym przełknięciem śliny mężczyzna czół ból, a ostrze kaleczyło krtań. W końcu z jej ust przyłożonych do ucha dało się słyszeć zaznaczający się ciepłym powiewem na wilgotnej małżowinie przesycony nienawiścią powolny szept była w tym jakaś niezdrowa euforia ,,zawsze patrz..., patrz na ręce, tylko amatorzy, tylko oni łapią się na oczy, żuć to i unieś ramiona, mają być pod-kon-tem prosstym.,, mężczyzna nie mając innej możliwości zastosował się do instrukcji ,, 10 tys woltów. to na głowę ciągle dość prawda? wystarczy nie sądzisz? jestem zielona. to ty stracisz poziom i ekwipunek, a ja nic. warto?,, widząc jak otwiera usta próbując odpowiedzieć gniewnie syknęła ,,nie!,, zapadła krępująca cisza, dziewczyna się zamyśliła.
Wyrwawszy się z zadumy już łagodniej jednakże wyniośle jakby z piętnem pogardy zaczeła z cicha mówić ,, a więc masz tak naprawdę dwie opcje,, uśmiechnęła się ironicznie ,, albo zginiemy oboje albo sam powolutku i spokojnie założysz tą obróżkę oddasz mi pilot czy to czym się to obsługuje i wybierzemy się na tą twoją wycieczkę ale na moich zasadach. po chwili namysłu dodała ,,nie ufam ci... jeden fałszywy ruch i będziesz dławił się własną juchą.,, Nie żartowała...
Jej piąstki były zaciśnięte, wargi równierz, lekko zataczając się wstała z ziemi...
Nagle twarzy dziewczyny rozjaśnił niespodziewany uśmiech ,,uratowałeś mi skórę, jestem ci to dłużna,, opuściwszy z lekka zafrasowany wzrok na ziemię, kopiąc butem w piach dodała z cicha ,,dziękuje,,.
Bez słowa podeszła i z zaufaniem wtuliła się chowając głowę w uspokajająco ciepłych ramionach wybawcy.
Nie trwało to długo, ba nawet na tyle by zaskoczony mężczyzna mógł ją odepchnąć czy odwzajemnić czułość. Irka w mgnieniu oka prześliznęła się pod ramieniem ,,wybawcy,, ,gdyby nie pewności siebie i wzrok bez przerwy wlepiony w jej oczy zapewne zauważył by jak podczas podciągania paskowanego materiału jej smukłe palce wysuwają z buta gładki drewniany przedmiot...
Właśnie owy kawałeczek drewna teraz sykną tnąc powietrze srebrnym ostrzem, chłód stali pojawił się na jego grdyce.
Mężczyzna uczuł jak zgrabne, wiotkie ciało dziewczyny ściśle przywiera do jego pleców, czuł jej powoli falującą klatkę piersiową, jej brodę opierającą się na ramieniu, jak rumiany z poirytowania policzek ogrzewa szyję...
Dziewczyna nieznacznie rozchyliła czerwone usta szczypiąc nimi delikatnie brzeg ucha ,,wyzwoliciela,, wysunęła ciepły, mokry język, zaczęła je oblizywać zarazem coraz mocniej przyciskając brzytwę wżynającą się w skórę. Pierwsza kropla krwi spłynąwszy po gładkiej stalowej powierzchni i zwilżyła jej dłoń, za każdym przełknięciem śliny mężczyzna czół ból, a ostrze kaleczyło krtań. W końcu z jej ust przyłożonych do ucha dało się słyszeć zaznaczający się ciepłym powiewem na wilgotnej małżowinie przesycony nienawiścią powolny szept była w tym jakaś niezdrowa euforia ,,zawsze patrz..., patrz na ręce, tylko amatorzy, tylko oni łapią się na oczy, żuć to i unieś ramiona, mają być pod-kon-tem prosstym.,, mężczyzna nie mając innej możliwości zastosował się do instrukcji ,, 10 tys woltów. to na głowę ciągle dość prawda? wystarczy nie sądzisz? jestem zielona. to ty stracisz poziom i ekwipunek, a ja nic. warto?,, widząc jak otwiera usta próbując odpowiedzieć gniewnie syknęła ,,nie!,, zapadła krępująca cisza, dziewczyna się zamyśliła.
Wyrwawszy się z zadumy już łagodniej jednakże wyniośle jakby z piętnem pogardy zaczeła z cicha mówić ,, a więc masz tak naprawdę dwie opcje,, uśmiechnęła się ironicznie ,, albo zginiemy oboje albo sam powolutku i spokojnie założysz tą obróżkę oddasz mi pilot czy to czym się to obsługuje i wybierzemy się na tą twoją wycieczkę ale na moich zasadach. po chwili namysłu dodała ,,nie ufam ci... jeden fałszywy ruch i będziesz dławił się własną juchą.,, Nie żartowała...
Ira(Krótka)- Liczba postów : 10
Data rejestracji : 31/03/2016
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach